piątek, 27 stycznia 2006

Milczysz Ty mi ciszą ®

Życie wieczne

Czy odzyskam powtórnie niebo, raj tylko dla mnie?
Kosmos wypełniony zadumą
Ciepło czuły świat, którym się nakarmię
Pełen ptaków niezwykłych co fruną
Zaprzęgnę do Wielkiego Wozu kare konie
Ruszę z wiatrem nieprzytomnie
Pędząc w obłokach wysoko, aż serce zapłonie
Po kres życia, jasność księżyca dogonię
Mieć będę pył gwiezdny we włosach
Tęczy na policzkach znak
Ubranie całe w liliowych wrzosach
W ustach fundamentalny miłości smak
Znowu dziś serce mam pełne Ciebie
Oczy jaśnieć będą w szczęścia łzach
Znów czuję się jak w niebie
Subtelniał nadludzki strach
Więc chodź wezmę Cię do nieba
Tam gdzie totalnie nieznana kraina
Zmysłów swych bać się nie trzeba
Miłość, to życia kokaina

Cichość

Milczysz Ty mi ciszą, co rodzi się tęsknotą
I słońce już nie lśni tak jasno jak wtedy
Słowa Twoje przestały już mienić się złoto
Zniknąłeś daleko głuszy tęsknotą
W sercu wyciszonym szeptają się nostalgii dzieła
Spokojne, senne, martwe, jak wagant bezdomne
Czyż miłość nasza gdzieś zniknęła?
Nie, ja tych chwil nie przegonię i nie zapomnę…
Miły mój, uczucie różne kreacje ubiera
Usta niecałowane, pragnę znów całować
Serce moje powoli w żalu umiera
Czy kiedykolwiek zechcesz je uratować?
Miłość, gdy żywa jest strachem i lękiem
Dusze zaś po to, by się kochały
Wiec zechciej kiedyś podać mi rękę
Pozwól by oczy ciszy nie widziały